Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie myli się pan! — rzekł, zapalając papierosa. — Nasza szlachta twierdziła zawsze, że dobry Bóg, stwarzając ją, użył całkiem innej gliny od gliny, z której lepił inne nacje.
Don Just roześmiał się wesoło.
— No... całe szczęście, że moich i pańskich przodków oddzielały olbrzymie połacie! Inaczej, wyobrażam sobie, coby to były za ciągłe starcia pomiędzy nimi na temat swej wartości! Pojedynki lub turnieje, których wyniki byłyby miarodajnemi dla rozstrzygnięcia tego ważnego sporu, odbywałyby się chyba codziennie!
— Nasz Zawisza Czarny walczył z waszym Janem z Aragonji, lecz walka ta miała na celu jedynie wykazanie zręczności rycerskiej i rezultat jej nie zamącił dobrych stosunków pomiędzy zwycięzcą i zwyciężonym. Może więc i moi przodkowie doszliby do porozumienia z pańskimi na punkcie tej gliny! — żartobliwie poddał Wyhowski.
De Risor kilkakrotnie potrząsnął przecząco głową.
— Djabła tam, panie! — śmiał się. — Z Aragończykami... tak, ale co do moich przodków, to sprawa byłaby o wiele trudniejsza! Przysłowie hiszpańskie mówi: „dumny i uparty,