Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziei“, posłuszny jego woli, zniżył się o kilkadziesiąt metrów. Stery działały precyzyjnie.
Powtórne szarpnięcie się aparatu, a za nim wkrótce drugie i trzecie, bezporównania lżejsze od pierwszego, zdwoiły jego czujność.
Rzucił okiem na barometr w przypuszczeniu, że od północo-wschodu, stamtąd, jak wymiarkował, szedł pęd powietrza, nadciąga bora, nagły, biorący na pustyniach Sahary swój początek, wiatr, dmący zazwyczaj z niesłychaną wprost siłą.
Strzałka barometru stała jednak niewzruszenie na „stałej pogodzie“.
— Nie rozumiem co się stało! — mówił szybkim, lekko wzburzonym tonem do Amy, która, uspokoiwszy go uśmiechem, zasiadła obok niego. — Motory, jak te lalki... stery bez zarzutu, a omal, że nie fiknęliśmy kozła! O... znowu! — zakrzyknął, manewrując sterami.
Aparat, targnięty na moment jakąś nieznaną siłą, zachwiał się parokrotnie z wyraźną tendencją przechylenia się na prawo, lecz gotowość pilota wczas zapobiegła temu.
— Co u licha! — zaklął w duchu, usiłując nadaremnie rozwikłać zagadkę. — Niema