Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa, że panie, a zwłaszcza kuzynka, czują się zmęczone, tym pierwszym dniem podróży, to skręciłbym teraz nieco na zachód i dobrze jeszcze przed zmrokiem stanęlibyśmy w La Coruna... o tutaj! — wskazywał na mapie główne miasto prowincji Galicji.
— Skręcaj pan! — rzuciła pani Athow.
Wyhowski podniósł pytając spojrzenie na twarz Amy.
Przyglądał się jej badawczo przez chwilę, wreszcie potrząsnął zdecydowanie głową.
— Nie... lecimy do Gijon! Kuzynka ledwo trzyma się na nogach ze zmęczenia. I nic w tem dziwnego! Od siódmej do tego czasu bez snu! A błagałem, aby zasnęła choć na godzinę!
— Próbowałam... nadaremnie! Ten ciągły huk nie pozwala mi nietylko zasnąć, lecz i skupić myśli.
— To tylko pierwszego dnia tak! — pocieszył ją. — Jutro już na huk ten będziesz zwracała mniej uwagi, niż na brzęczenie skrzydeł muchy w pokoju. To kwestja przyzwyczajenia! Ja prawie, że go nie słyszę.
— Znowu jakiś statek przed nami! — ozwała się nagle Daisy.
Wyhowski przez chwilę badał przez szkła horyzont.