Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

antenowa nadawczej i odbiorczej stacji radjowej.
Małe, śmiesznie z góry przedstawiające się figurki, czerniejące na pokładach, powiewały chustkami, witając aeroplan, który, zniżywszy się jeszcze więcej, zatoczył krąg wokół okrętu. W pewnym momencie znalazł się tak blisko od rufy, że obie jego pasażerki, wysunąwszy się poza okienko, ruchami rąk poczęły odpowiadać na entuzjastyczne owacje pasażerów parowca, noszącego dumne miano „Ciudad Real“, błyszczące złotem swych liter na ciemnym tle ścian statku.
„Ptak Nadziei“ począł się wzbijać w górę, opisując coraz większe spirale ponad malejącym w oczach „Ciudad Real“, który wreszcie po pewnym czasie stał się takąż samą, jak poprzednio, zaledwie dostrzegalną kreską na szmaragdowej płaszczyźnie morza.
Wyhowski rzucił okiem na aneroid, wiszący miedzy innymi przyrządami na ścianie kabiny.
— Jesteśmy na wysokości trzech tysięcy siedmiuset trzydziestu pięciu metrów! — zwrócił się do pań, ścigających wzrokiem znikający na horyzoncie statek. — Od Gijon, gdzie będziemy lądować, dzieli nas przestrzeń trzystu kilometrów. Gdyby nie oba-