Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Aha... dobrze, że mi pan przypomniał! — zatrzymała się już przed drzwiami, wiodącemi z tarasu wgłąb willi. — Kiedyż termin tej wyprawy?
Wyhowski rzucił przelotnem spojrzeniem na Amy.
— Mamy czas! Przed lipcem niema o czem mówić, zwłaszcza, że kuzynka musi pobyć dwa, conajmniej, miesiące na południu, aby odzyskać siły. Zaraz jutro odbędę konferencję z lekarzami, czy będzie mogła wyjechać. Jeżeli tak, to zawiozę ją tam mym samolotem! Prędzej i daleko wygodniej, niż statkiem lub pociągiem!
— Ach... jakżebym pragnęła tego! — ozwała się Amy.
Pani Athow zamyśliła się na chwilę.
— Wspaniały pomysł! — ozwała się wreszcie z żywością. — Jeżeli pan mi da słowo, że nie wpakuje nas do morza, to towarzyszyłabym wam! I mnie, czuję to, dobrze zrobi południe!
— Jedź, Daisy! — prosiła Amy.
— Dobrze, pomyślę o tem dzisiejszej jeszcze nocy...
— Myśląc o podróży, temsamem będzie myślała pani o mnie! — z komiczną dumą