Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Posłyszał nagle cichy, drżący lekkiem wzruszeniem, głos Amy.
— Daisy, kochanie! Czemu dokuczasz Jerzemu? On taki dobry!
Skorzystał z chwili i rzekł przekornie, zwracając się ku zaperzonej pani Athow.
— A widzi pani, że nie jestem jakimś tam, takim mężczyzną! Jestem dobry, a „tacy“, jak ich pani określa, mężczyźni są zazwyczaj nijacy... ni dobrzy... ni źli!
— Nie jest pan zupełnie dobrym! — zaoponowała żywo. — Skoro pan masz ochotę skąpać się w Oceanie... trudno... wolna wola! Lecz pocóż narażać Amy na pewną śmierć!
— Och... zaraz śmierć! Cóż za pesymizm!
Pani Daisy rozzłościła się naprawdę.
— Ach... dajcie mi pokój! Tamci, biedacy, też nie byli pesymistycznie nastrojeni, a jednak to nie uchroniło ich od zguby!
Wyhowski mimowoli wspomniał na treść listu, jaki zostawił dlań w dzień swego wyjazdu Edward.
— Nie byli pesymistycznie nastrojeni? Ha... toż z każdego słowa listu tchnęła rozpacz i jak gdyby smutna rezygnacja oraz przeczucie tragicznego końca! Niepokój i troska żarły im dusze już oddawna.. i Edwardowi i twojemu mężowi! — snuł swe my-