Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To pan!... Proszę, proszę dalej, nigdybym pana nie poznał; myśleliśmy, że pan przepadł zupełnie!.. Niechże pan pozwoli.
Łamkowski pomógł się rozebrać Światowidzkiemu i wprowadził go do swego pokoju. Były prezes i bankier wyglądał bardzo nędznie. Wymizerniał, włosy mu posiwiały, twarz okryła się zmarszczkami. Dawna pewność siebie, wyraz pychy, osiadły stale na dolnej wardze, znikły bezpowrotnie. Był to jakby inny zupełnie człowiek. Przysiadł skromnie na rożku kanapy i zwiesił smutnie głowę.
— Panie Światowidzki — rzekł ze współczuciem Łamkowski, — gdzie się pan podziewał? co pan porabiał? Znikł pan z horyzontu nagle i... jak kamień w wodę...
Hilary machnął ręką.
— Et! co tam! Inny świat... inni ludzie. Pan rozumie, wyjechać musiałem, aby nie być świadkiem ruiny. Przecież to straszne!
— Być może. Lecz stokroć straszniejsze są przekleństwa tych, którzy panu zaufali, wierzyli w pańską uczciwość...
— Panie Stanisławie! słowo honoru, to Wieszkowski wszystkiego narobił. O, jakże byłem naiwny, że nie posłuchałem pańskiej rady!