Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan ma kilku synów?
— Tiak, tiak, nićponie, na kiesień ojca patsią. Intejesia nie bajdzio, tyle, zie wyzić można.
— Hm! — przerwał Światowidzki. — Mówiono mi, że przeciwnie, bardzo dobrze się panu powodzi...
Wieszkowski machnął ręką i chwycił się nerwowo za szpakowatą brodę.
— Aaa! Cio teś pan piezieś mówi! Psiecieś mój biatanek zbankiutował. Ziajwał mnie nicpoń, sielma, niegodziwieć...
— Przepraszam, jak nazwisko?
— Kamciński, panie pieziesie, miał spółkę z Wattmanem, diobii chłop... ale mu się zachciało przedsiębiojstwa kojejowego na Sibeii, budował fabiikę ciementu i stiacił. Nie on stiacił, tilko miał machieja świagiejka... zmiajnowali, panie pieziesie, i mnie wykiejowali na trzydzieści tysięcy. Łobuzi!
— To przykra historya! O... ja sam nie miałem przekonania do tego przedsiębiorstwa. Tak, tak, słyszałem. Wattman i Kamciński. Wattman jest nawet, zdaje się, jakimś moim dalekim powinowatym... A jakże się miewa pańska żona?
Wieszkowski poruszył się niespokojnie na krzesełku.