Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naraz przyszedł mu na myśl stary Hipolit Wieszkowski... Hilary ręce zatarł z ukontentowania.
Jedyny człowiek! Ten mu poprowadzi interesy. Jest to wprawdzie szczwany lis, kuty na cztery nogi, lecz zawdzięcza mu przecież wszystko. Kradł, co się zmieściło, obdzierał ludzi podczas budowy nowej linii kolei, ale... ma nerw! Prawdziwy jego człowiek. Dziś jest zamożnym obywatelem; skoro jednak on go wezwie, stawi się niewątpliwie — zbyt wiele mu zawdzięcza.
Światowidzki, nie zwlekając, jeszcze tego samego dnia wysłał do Wieszkowskiego list, zapraszający go na konferencyę. Jakoż się nie zawiódł na swoim byłym inżynierze: o wskazanej godzinie Wieszkowski zjawił się u Hilarego. Powitanie było serdeczne.
— Kopę lat, panie Hipolicie! Jak zdrowie kochanego pana? Jakże się panu powodzi? Proszę, niechże pan spocznie.
Wieszkowski kłaniał się uniżenie, ściskał rękę Światowidzkiego; usiadł, odsapnął, i przewracając co chwila oczyma, zaczął szeplenić piskliwie:
— Ziękuję, ziekuję, panu pieziesowi. Tsimam się... powoli. Sin mi umarł, jobuzował się ujwis, taka pociecha na staje lata!