Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mości marszałku, chyba...
— Tak ci jest niezawodnie! Napoleon nawet tobie nie chciał rzec poczciwego słowa, nawet w czterech ścianach komnaty, bez świadków, w chwili, gdy czuł, jak wielkąby ci sprawił radość, nawet wówczas nie rzekł tego, co się mówi bodaj rozkapryszonemu, a napierającemu się dziecku!!... Potrzebaż silniejszego argumentu? Toć Bonaparte i tej obłudy nie posiada, którąby miał każdy w jego położeniu! A my, a Wybicki, a tysiące innych szalonych, olśnionych rwie za nim, nawołuje, by za nim iść, za niego ginąć! Waszmość pani byłaś probierzem, zdało nam się, że przecież przed tobą odsłoni myśl, przemówi serdeczniej, a może plany odkryje! Cha! Nie rzekł nic, bo nie ma zamysłów żadnych! Miazgą mu jesteśmy! Przyjacielem się powiada, gdyż tak mu lepiej! Budzi nadzieje, rozpala, a potem na targ nas weźmie, zaprzeda w traktacie! Sądzisz, waszmość pani, że tak mi lekko snuć te ponure racje, że sam, pierwszy, nie radbym Bonapartemu uwierzyć?! Sądzisz, że przestróg Czartoryskiego pierwszybym nie chciał lekceważyć?!
Małachowski odetchnął ciężko.
— Sztuczki z nami komedjanckie stroi! Dziś jakąś Komisję wymyślił, jutro pozwoli nowe proklamacje rozrzucać, bodaj z podpisami tych, coby podpisać nie chcieli, wybierze ostatni grosz, ostatnie ziarno, wywlecze co młodszych, a silniejszych i rzuci naszą ziemię ogłodzoną, zniszczałą, pozbawioną rąk do pracy, osieroconą na lata, ostawi ją starcom, kobietom i niemowlętom!... Temu trzeba zapobiec, przed tem trzeba się bronić! W tej obronie i twoja, pani hańba znajdzie pomstę!
Małachowski podniósł się, spojrzał ku tarczy zegara i uśmiechnął się sarkastycznie.
— Na teatr muszę! Daruj, żem śmiał cię trudzić! Za dobrą wolę ofiary twej podziękowanie przyjmij!