Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 02.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Duroc wytrzymał bez wzruszenia całą kaskadę stalowoszyderczych spojrzeń cesarza.
— Bynajmniej, sire! — odrzekł ze zwykłą swą prostotą i łagodnością wielki marszałek. — Właśnie mam przy sobie raport...
— Aha! Raport, który jednakże pozwolił się uprzedzić anonimowej denuncjacji!
— Tylko dlatego, że zawiera prawdę... A prawda nie ma nic takiego, coby w czemkolwiek mogło uwłaczać honorowi pani Walewskiej! Proszę! Racz przeczytać najjaśniejszy panie.
Napoleon wyrwał ze złością papier z rąk Duroca.
— Raport! Cha! Wyjeżdżała! Tak... do Lanzensdorfu! Słowo w słowo powiada toż samo anonim!
— Lecz powiada o schadzce — wtrącił Duroc.
Cesarz nic nie odpowiedział na tę uwagę, pochłonięty zupełnie odczytywaniem raportu marszałka.
— Hm! Piękny wywód — jeżeli nie wprowadzono cię w błąd! Umierający towarzysz lat dziecinnych... ostatnie pożegnanie! Komedja! Trzeba nakazać śledztwo!
— Już dokonane! Oto raport pułkownika szwoleżerów gwardji o śmierci kapitana Gorajskiego!
— Umarł?!
— Z ran, sire! Był podanym do krzyża, do awansu...
— Gorajski! Nie pamiętam tego nazwiska! Gdzież nawet takie nazwisko zapamiętać! Hm! Ale tak musi być, skoro powiadasz!...
Cesarz przeszedł się znów po komnacie, jakby ważąc coś, wreszcie zatrzymał się przed Durociem.
— Masz słuszność! Ona nigdy! Wszystkie, ale nie ona! Co za nikczemne oszczerstwo! Tak, im bardziej się zastanawiam, tem więcej samemu sobie się dziwię, żem się dał