Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowania o połowę mniej niż każdemu z gospodarzy, którzy się zgodzili dobrowolnie.
Michał zalterował się i nazajutrz skoczył co żywo do wójta, do sądu, do komisarza, ale wszędzie, rozpatrzywszy papier, odpowiadano mu jedno i toż samo:
— Nie chcieliście słuchać, upieraliście się, nawarzyliście sobie piwa, to go teraz wypijecie. Nakaz wydany sprawiedliwie, nie ma tu co się namyślać, jeno co tchu się wynosić.
Wrócił Michał strapiony i markotny do domu. Z przenosinami nie sporo mu było, bo zima już za pasem, więc pora na wyprowadzkę ciężka. Przytem Jagna mu spokoju nie dawała i słuszne wyrzuty czyniła za upór i nieopatrzność. O wyprowadzce na zimę nie chciała słuchać, żądając, aby Michał dziedzicowi się pokłonił i pozostawienie go do wiosny wyprosił. Niesporo było zebrać się Stęporkowi, ale jakoś fantazyi nabrał i poszedł...
Upłynął rok, albo i więcej, zanim Michał do dawnej pewności siebie wrócił — tylko że, co na zachowaniu, w gromadzie stracił, bo każdy mu jego upór przy separacyi wspominał i „mędralą“ przezywał. Powoli jednak o tem wspomnienie się zatarło, a zostało jeno przezwisko.
Było jakoś na przednówku. Roboty w polu pokończono, a próżne stodoły z upragnieniem wyczekiwały na nowe żytko i pszenicę. Ludzie we