Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chorążanką upicką, był żonaty. A w tym roku straciliśmy znów Jadwinię Platerową, co primo voto za generałem Janem Zybergiem była, a sama Ferdynandowi wypadała siostrą... Umarła w kilka tygodni po Anusi.
— Panna Emilja musiała bardzo głęboko odczuć...
— Teraz dopiero, po powrocie z Połągi, odżyła nieco. Przez ostatnie kilka tygodni na krok nie odstępowała matki. Obawiałam się, żeby utrudzenia wielkiego zdrowiem nie przypłaciła. A bronić jej tego nie mogłam. Ale, dzięki Bogu, postrzegłam pomyślniejsze wróżby. Od tygodnia panna znów wróciła do ulubionych wycieczek w okolice. Patrzże, kapitanie, noc zaszła, a jej niema jeszcze...
Dallwig poruszył się niespokojnie.
— Panna Emilja...
— Wróci niebawem. Przygoda ją zaskoczyła... jakiś paniczyk topił się w Dźwinie, więc go ratowano. Znasz Emilkę, tedy zgadniesz, że ocalonego przywiezie nam na wieczerzę.
— Czy aby panna Emilja...
— Wiem, co mi chcesz powiedzieć, kapitanie. Sama lękam się tych wypraw konnych. Ulegam chwilowo, ile, że widzę w nich znamię ukojenia po zgonie matki, lecz zamyślam im się oprzeć, oprzeć stanowczo i w tym celu nawet na pańską matematykę parol zagięłam.
— Na matematykę?
— Mniemam, że będziesz pan dalej prowadził swe lekcje.
Dallwigowi oczy się rozśmiały.
— Tylko obawiam się, kapitanie, czy starczy wam matematyki!
— Pani podkomorzyno, mamy jeszcze całą taktykę do przebycia!