Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz należy wpłynąć, należy nakłonić. I musi, musi ją nakłonić do zaprzestania tych wypraw samotrzeć. Bo żeby choć zdrowia zadość miała! Zresztą nie przystoi nawet. Niejeden gotów się zrazić do panny.
W tem miejscu, w umyśle pani podkomorzyny, przedstawił się zawiły, ale znakomity plan okiełzania Emilki przy pomocy niezawodnej Gasparów z Antuzowa, Maryni Mohlówny i Michałów szlosberskich. Plan tak świetny, iż, ledwie pani podkomorzyna spostrzegła się, że i Adamów krasławskich na sukurs możnaby wezwać, że Emilka już się przeistoczyła, już była taką, taką, jak wszystkie jej rówieśnice... Lecz, co osobliwsze, pani podkomorzyna, miast ucieszyć się przemianie, zatęskniła równocześnie do dawnej Emilki, do tej niepoprawnej, i jęła ją coprędzej odtwarzać.
I przypomniała ją sobie złotowłosą dzieciną, do kolan Anusi przytuloną, pytającą daremnie o swego ojczyka. Nikt jej tego nie uczył, każdy strzegł się wspominać Ksawerego przy Emilce, a przecież pamiętała o nim długo, długo... Aż gdy nieszczęsnej Anusi raz mocy zabrakło i łzami odpowiedziała na pytanie dzieciny, maleństwo już odtąd nigdy, wobec matki, nie mówiło o swym ojczyku. Nie rozumiała jeszcze, nie pojmowała, a już przeczuła, już odgadła. A ileż w chwilach rozterki matczynej umiała okazać miłości! Poważna była i cicha nad wiek. Swywole, zabawy z rówieśnicami nie nęciły jej. Do książki przylgnęła odrazu. A za ulubionego towarzysza wybrała sobie poczciwego Muraszkę. Ani wyrozumieć, czem bezręki żołnierzysko Emilkę sobie zaczarował. Bez Muraszki nie pojmowała żadnej rozrywki. Z nim w lecie sypała szańce, ustawiała armaty, z nim ciągle rozprawiała o bitwach, o potrzebach, o wojnach. Niestosownem było to upodobanie