Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czął płynąć tuż przy gniadoszu. Ten, zbywszy się ciężaru, nowych sił nabrał.
Brzeg był tuż prawie, już badyle sitowia wyciągał przyjaźnie, już najdogodniejsze miejsce do wylądowania wskazywał.
Byle sitowia dosięgnąć, byle oparcie znaleźć, a wyratuje ją, musi wyratować.
Gniadosz nagle rzucił się, jak szalony, wodę skotłował i szarpnął ku górze.
Grużewski zachłysnął się, wyciągnął rękę, aby konia się chwycić, lecz wtóry snop wody zalał go, a tępe uderzenie kopyt ubezwładniło mu ramię i zepchnęło w głębię.