Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie Juljuszu — rzekła surowo — przysięgłam ojczyźnie, poślubiłam ofiarę...
— A jaż jej nie przysiągłem? Czy mniemasz pani, że mniej krwi dla ziemi naszej zamierzam utoczyć, czy bodaj życia nie dam ochotnie, że ulęknę się śmierci?! Tak, tak, rozumiem, zgaduję, nie pora dziś, nie pora jutro, trudno na niepewne, na daremne, na niewiadome, rzucać słowo... Lecz gdyby cień nadziei, błysk jeden! Boże, ileż światłości w serce me by wstąpiło, ileż wesela!...
— Dałabym wiele — odparła cicho Emilja — gdybym tym błyskiem pokrzepić cię mogła, panie Juljuszu... Kwiat ucięty nie mocen jest wrócić do łodygi! Wolno mu roić, że na stopniach pomnika wolności zwiędnie... lecz zwiędnąć musi, samotny. Jestem już takim jeno kwiatem, odciętym na zawsze od tego, co w życiu kobiety zwie się szczęściem, przyszłością...