Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wybladłą, sinemi pręgami znaczoną, jakby nie rozumiała, nie wiedziała, co wokół niej się dzieje.
W uszach jej łomotał ciągle zgrzyt bitewny, słyszała dokoła ponury charkot zdyszanych piersi, jęki i skowyki, widziała drgające w konwulsjach, skłębione ciała, widziała krwią nabiegłe, skradające się ku niej, ślepie... Czuła wciąż na swem obliczu ciepłą, oślizgłą ciecz jakiejś strasznej miazgi, którą w nią bluznęła kula armatnia. A równocześnie niemoc zdrętwiła jej wszystkie mięśnie. Rozumiała, wiedziała. Tak, powinna się podźwignąć. Chcą, żeby zeszła z tego woza. Trzeba. Starszy Stęgwiłło do niej mówi. A młodszy?... Ponieśli go, zabrali... Tak to on, tam, na kurhanie...
Frasowano się przy pierwszym wozie, choć starszy Stęgwiłło chciał pomagać. Wmieszał się przecież pan Półnos, który już się rozczmychał, Onoszkę nawet wypatrzył między kawalerzystami, a ponoć nadewszystko wypatrzył mu pękatą a mocno bulgoczącą manierkę.
— Panno hrabianko, hetmanko nasza!... Bez urazy, musimy po oficersku... aby jednego a mocnego sobie kropnąć!... Siwucha akuratna. Szkoda ustek na takie obrzydliwości, ale kiedy w wojackiem chodzą ordynku, muszą...
I tutaj Półnos, już nie marudząc, manierkę do ust hrabianki poniósł i zręcznie przechylił.
Hrabianka zakrztusiła się mocno raz i drugi, wstrząs ją mocny przeszedł, rumieniec trysnął.
— Na zdrowie, na sto lat żywota!... O i będzie!... Jeszcze aby kropeńkę, naparsteczek... Hetmanko nasza, powiadam, jakże bo bez akuratnego pokrzepienia takiego i Herkules by nie wytrzymał...
Emilja nie próbowała się bronić. Ostry, palący na-