Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krzepienie słabych, na zbudzenie śpiących, na podniecenie ociężałych. Wszak, w chwili, gdy w Warszawie mowa polska zamierała pod pruskiem jarzmem, gdy w Krakowie sypały się mury uniwersytetu, Wilnu nietylko zezwalano na podjęcie brzemienia nauki polskiej, lecz usiłowaniu jego sprzyjano. Wszak zawierucha napoleońska na ziemiach tych skrzyżowała jeno biuletyny z manifestami, bo w pierwszych i w drugich zarówno też same przekładała rękojmie. Wszak i potem jeszcze, i z Wiedeńskiego Kongresu, i z otwarcia pierwszego Sejmu Królestwa, i z drugiego, i z zarządzeń wojskowych i z odezwań mężów stanu, długo, długo, szły ku ziemiom zaniemeńskim solenne napomknienia.
A kiedy napomknień zabrakło, kiedy twarda rzeczywistość chciała wszystko przeszłe wymazać z pamięci, czyż mogły ziemie zaniemeńskie uwierzyć w trwałość tego zwrotu, nie poczytać go za nową próbę losu? Czyż mogły zaniechać słów, któremi żyły podotąd, czyż mogły nie wyglądać zwiastunów nowej ery, polityki, nowego państw europejskich układu? Czyż mogły w dociekaniach wyrzec się niemożliwości, gdy pamięć niepodobieństw, dokonanych za sprawą Bonapartego, trwała jeszcze — tysiące liczyła świadków. Toć karta polityczna Europy do niedawna, z miesiąca na miesiąc, zmieniała swe kontury graniczne, toć uralscy kozacy dobywali Paryża, neapolitańczycy szli na Moskwę, Polacy na San-Domingo, mamelucy na Wiedeń; całe potencje zapadały się w oczach współczesnych i w oczach tychże współczesnych dźwigały się z gruzów.
I ziemie zaniemeńskie długo wierzyły, długo ufały w rychłe zorzy zmartwychwstanie.
Czas atoli, a bardziej łańcuch następujących po sobie zmian, reorganizacji i nakazów, niweczył zadufanie,