Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przygnębiał. Każdy dzień miniony, każdy rok przeżyty był lepszym, pogodniejszym od wschodzącego. O zacności Rimskiego — Korsakowa mówiono tak, jakby ten prawy człek gubernatorzy! Wilnu przed laty, jakby oceany spłynąć po Korsakowie zdołały, jakby to nie było wczoraj. „Promieniści“, „filareci“, „szubrawcy“; ledwie się rozproszyli już mytem się stali. Wolnomularze zapadli się pod ziemię. O towarzystwach patrjotycznych słych zaginął.
Lecz ziemie zaniemeńskie jeszcze krzepiły się, jeszcze nasłuchiwały wieści z Warszawy. A wieści tych, szczególniej na wiosnę, nie brakło, — wieści te, szczególniej na wiosnę były obfite, szczególniej na wiosnę radosne. Kwiecień, rok po roku niósł i Wilnu, i Grodnu i Kownu zapowiedzi sejmów warszawskich, warszawskich przygotowań do wiekopomnych uroczystości, do przełomowych chwil. Kwiecień miał dla Litwy, dla Żmujdzi, dla Inflant, dla wszystkich, w stronę Warszawy poglądających serc, całe snopy wywodów politycznych, horoskopów, anegdotek, rzewnych historyjek, trefnych żartów, wierszyków, figlów czwartackich, istne kufy swywolnej gadaniny, a przecież tęgiej, zadzierżystej, posilnej. Ale, gdy te podmuchy kwietniowe maj wzmocnił a czerwiec rozplenił, wówczas skwary lipcowe suszyły je na wióry, wówczas padała nowina, która burzyła pracę miesięcy, wówczas jesień podawała wiośniane rojenia na igraszkę wichrom a zima grzebała je bezlitośnie.
Tak działo się od lat.
Prawda, że w tym właśnie roku słuchy doniosłe i sierpień przetrwały, prawda, że w gazetkach zagranicznych już nie metternichowskie malaczyny, lecz krwawe obrazy wojen domowych przedstawiano, praw-