Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścianę, usunąć, i wdzięcznem skłonieniem raz jeszcze młodego panka uczcić. Lecz, że pękatej figurce pana rejenta zbywało na zwinności, tedy wraz ze Statutem Litewskim pliką butwiejących papierzysków targnął i zwalił je na podłogę, kłębami stęchłego pyłu wypełniając duszne powietrze kancelarji.
Skonfundował się pan rejent i kontenans stracił. Gość jednak tak zgrabnie się ozwał, a tak grzecznie wywiódł, iż imć Raszanowicz ani się spostrzegł, jak za pan-brat przy stole z nim zasiadł. Skrypt, który przybyły na zagajenie sprawy swej przedstawił, całą już swobodę rejentowi wrócił.
Imć Raszanowicz okulary nałożył, powiódł oczyma po skrypcie, mlasnął językiem przy wyrazie „tysiąc“, skupił się w sobie, paluchem w czoło stuknął i, brwi nastroszywszy, zakonkludował groźnie:
— Procesować!
Przyczem tak się zacietrzewił, iż gość nie mało natrudzić się musiał, zanim zdołał rejenta przekonać, iż bynajmniej nie idzie mu o procesowanie się z panem Karnickim, bo i niema powodu, a jedynie o przepisanie długu, należnego Jakóbowi Grużewskiemu, na rzecz syna, Juljusza, jako spadkobiercy.
Imć Raszanowicz aż posmutniał. Z procesu o cały tysiąc dukatów możnaby niejednego kulfona mieć, a za proste dokumentu ułożenie i o rubla nie sporo się przymówić. A w dodatku proces i Grużewskiego z Karnickim.
Westchnął nieznacznie rejent. Arkusz papieru rozłożył, przyciął nowego pióra i jął pisać.
Pół godziny nie wyszło, a już rejent zdążył, co trzeba, wykoncypować, przeczytać, brakujące kropki po-