Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była się zgoła swego poprzedniego charakteru. Tą drużką była cholera. Ona chodziła sobie po dawnemu ulicami, placami, zatarmosiła człekiem tak dobrze, na teatrze, jak i w Saskim ogrodzie, nie pytała nikogo o poglądy, klubistę, kaliszanina, oficera czy żołnierza, skręcała mu trzewia i dosyć. Warty nie warty — placówki czy wedety, takie forpoczty czy inne, wszędy sobie znajdowała oblubieńców.
Do najdziwniejszych atoli zmian, spowodowanych wypadkami nocy pamiętnej, należały bezwątpienia te, które zaszły w mizernem życiu paralityczki Olesiowej.
Staruszka, od kilku tygodni, zdawała się być już pół szkieletem, pół trupem. Martwota jej czyniła z dnia na dzień postępy. Od nóg do prawej szła ręki. Wyraźną dotąd mowę Olesiowej zamieniła w cichy bełkot a i mózgowi dokuczyła ciężko, bo kuma profosa Dziurbackiego nie troszczyła się o nic, zaprzestała swych wypomnień a nawet z obsługującą ją szewczanką przestała się wadzić.
Tyle — jak mówili sąsiedzi — że dychała jeszcze a mrugała na śmierć.
Podczas cisza głęboka zalegała izdebkę Olesiowej. Kum Dziurbacki przez dwa dni częściej do niej zagadywał, ale ani razu odpowiedzi nie odebrawszy, zaniechał daremnego trudu. Cóż, pora było biedactwu, po tylu latach, na wieki i całkiem skrzepnąć. — Zresztą Dziurbackiego służbowe obowiązki musiały pędzać, bo tyle, że zajrzał na Zapiecek, tyle czasem, że się pokazał.
Wieczorem, przed ową pamiętną nocą, szewczanka, jak co dnia zaświeciła stoczkiem do oczu Olesiowej a zobaczywszy, iż paralityczka powiekami trzęsie, dała jej się napić mleka, ogarnęła nieco posłanie, kaganek przed Matką Boską objaśniła i poszła sobie.
W izdebce zapanowała cisza, przerywana sennem brzęczeniem much i chrobotem myszy, zabierających się do jakiejś okrutnie twardej pracy.
Trwało tak, gdy nagle z ulicy wpadły do izdebki pierwsze odgłosy, wszczynającego się na ulicy, zgiełku.
Muchy przylgnęły onieśmielone. Myszy umilkły, nawet