Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kulawy stołek zadygotał ze zdziwienia. Olesiowa ani się poruszyła.
Zgiełk zaś rósł, potężniał, niby przewalający się po chmurach grom, to z groźnym pomrukiem oddalał się, to znów zbliżał się z hukiem i łomotem.
Już i szyby jęły się odzywać i kaganek przed Matką Boską prychać ognikiem i kubki blaszane trącać się między sobą a dzwonić — odruch protestu budził się i w starej, spróchniałej szafie. Jedna Olesiowa leżała wciąż bezwładna, z zamkniętymi palcami rąk. Jeno mętne, przygasłe zazwyczaj oczy staruszki rozpaliły się na węgle i żarzyły skrami.
Upływały tak godziny.
Wrzawa, zgiełk uliczny, który dotąd jakby omijał kamieniczkę, jakby jej bokami tylko się wałęsał — zbliżał się, walił ku niej wprost...
Chude, guzami nasęczone piąstki staruszki zaczęły trząść się na bezwładnych przegubach rąk.
Wrzawa rosła, wzmagała się, aż wybuchła piekielnym łomotem i wyciem. Uderzenia siekier zlały się z ogłuszającym trzaskiem. Kamieniczka zadrżała w posadach.
Naraz, tuż za ścianą, zabrzmiał okrzyk rozpaczliwy, straszny i utonął w chrapliwym jęku...
Ciało Olesiowej, na ten zew, wyprężyło się jak struna i zachrzęściało stawami. Paralityczka dźwignęła się i usiadła na posłaniu...
— Śmierć zdrajcom! — Na latarnię sprzedawczyka!! — huczały przed kamieniczką pomięszane głosy.
A Olesiowa teraz natężała muskuły, wyginała kadłub, mocowała się, aby i nogi oderwać, aby powlec się w ślady za swemi gorejącemi ku drzwiom oczyma...
Wrzawa ucichła, kamieniczka ledwie odzywała się poszmerem urywanych rozmów, szara poświata skradała się do izdebki a staruszka precz z własnem odrętwieniem toczyła walkę.
Walka była to okrutna. Z ust paralityczki nie dobywał się żaden głos, żaden stęk, ręce jej, wpijające się w krawędź łóżka, były na struny wyciągnięte, skręcony, natężony kadłub zdawał się być zastygłym. Jeno wzrok sta-