Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gwardziści, zaskoczeni butnym meldunkiem, onieśmieleni szewronami i marsem starego żołnierza, ustąpiliby odrazu, gdyby nie pełne godności oblicze pani Madejowej.
— Obywatel — dowódca jest przy oficerskich stołach...
— Przybywam z raportem od pułkownika artylerji konnej Bema!
Młody podporucznik gwardzista, któremu wielkie ostrogi nogi wciąż pętały, aż pokraśniał z powagi.
— Hm! Proszę!... Z raportem, wolna droga dla wachmistrza... Ale jejmość!...
Dziurbacki wyprostował się służbisto.
— Jejmość, proszę porucznika, takoż należy do raportu!
Podporucznik zachłysnął się, nie mogąc się połapać, czyli wachmistrz drwi sobie zeń, czyli też istotnie przepaściste kształty pani Madejowej mają z artylerją związek. Dziurbacki podczas wykręcił się na pięcie i zasunął w falę hulającego po ogrodzie tłumu tak, że, gdy pisk ciżby przed bramą podporucznikowi zagadkę wyjaśnił, profos z towarzyszką już zniknął mu z oczu.
Dziurbacki dla pewności nie prędzej przystanął, aż zdyszana, zasapana pani Madejowa za rękaw go ucapiła.
— Rety, panie Pietrze, bo mnie zatchnie! Uf! Chyba pod drzewem sobie siędę albo co! Okrutniem wasanowi wdzięczna. Siadajże podle mnie. Już mi, panie Pietrze, nie odmówisz i na flaczki jutro przy niedzieli pozwolisz.
Dziurbacki usadowił się przy pani Madejowej i poglądał w zamyśleniu na wirujące w pobliżu pary.
— Niema, jak wojskowi dawnego obyczaju. Okrutniem waćpanowi wdzięczna. Jakobym cię widziała jeszcze, gdyś mi w Sandomierzu orzechy trząsł. Siła od tego czasu się zmieniło. Żeby nie wdowieństwo, grzech bym miała wyrzekać. Gospoda idzie, jest z czego wyżyć i ciułać... Okrutniem panu Piotrowi wdzięczna...
Tu pani Madejowa nasunęła się do profosa.
— Wasan, panie Pietrze, już i w Sandomierzu bardzo był nieśmiały...
Dziurbacki, któremu łypnęły tuż przy twarzy białka