Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Żałuję bardzo. Szło wszak o wyprawienie baterji natychmiast, jako najprzedniejszej. A tu najmniej trzech dni czasu trzeba. Raport musi pójść do naczelnego wodza.
— Fatalizm prawdziwie!
— Bez wątpienia — dodał Milberg — jadąc tu, kłopotałem się, czyli starczy mi pochwał. Żegnam pułkownika.
Milberg odszedł do swego wierzchowca. Lewiński ujął Bema za rękę.
— Niechże pułkownik nie traci otuchy. Uczynię, co mogę. Głupstwo kapitalne, że raport inspekcyjny spotka się z przedstawieniem do krzyża!
— Z jakiem przedstawieniem!?
— Pułkownik nie wiesz! Prezes Rządu narodowego zażądał dlań... I słusznie bo za tą, za Grochowską bitwę należy się pułkownikowi — należy. Bądź dobrej myśli. Idzie o ład, o porządek a nie o dokuczenie tak znakomitemu oficerowi. Owe sławetne, dawne przeglądy minęły. Ścisłość jest, lecz niema owych dawnych chryj...
— I dlatego — odparł śmiało Bem — proszę pana podszefa, aby mi wyrobił łaskę, by do mnie właśnie owe chryje przeszłe były stosowane...
Brwi Lewińskiego aż pod daszek furażerki się dźwignęły.
— Tak, bo kiedy panu podszefowi ochota przyjdzie Saskim Dziedzińcem mnie uraczyć, niechże obyczaju Dziedzińca pamięta i da mi dwadzieścia cztery godzin czasu na sprawienie ordynku.
Lewiński wyprężył się wyniośle.
— Zapominasz, mości pułkowniku, że, za dawnych czasów, za jedno z dwudziestu uchybień i postrzeżonych nie na paradzie, lecz znienacka, czekał by cię odwach i reforma.
— Słusznie — warknął Bem przez zęby — bo za owych czasów żołnierz nie należał od fantazji komisarzów, nie potrzebował upominać się o lada skrawek rzemienia, bo mu szczotki mundur okurzały a nie kule, nie ostrza bagnetów!
— Sztab główny weźmie to niezawodnie pod uwagę.