Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lustrował, Lewiński odciągnął na stronę Bema i zaczął doń tonem przyjacielskiego napomnienia.
— Pułkowniku, jakże się to mogło stać! Waszmość, waszmość, o którym tak zaszczytne wódz naczelny, cały sztab ma pojęcie!
— Pan podszef zechce wziąć...
— A nie, nie, pułkowniku. — Żołnierzom, oficerom należało się zwolnienie, doskonałe, nie mam nic przeciwko temu. Lecz przy ładzie, przy zachowaniu kolei, a nie wszystkich naraz! Jakże, na szesnastu oficerów których określa rozkład baterji...
— Jest ich tylko siedmiu!
— Więc brak czterech! Na siedemnastu podoficerów jest dwóch, na dwustu czterech żołnierzy doliczyliśmy się sześćdziesięciu pięciu! — Brak pełnej obsady? Jest tylko stu czterdziestu? Tedy zawsze o siedemdziesięciu pięciu jest za mało! I na inspekcję.
— O której zawiadomiono mnie na dwie godziny...
Lewiński zasmucił się.
— Tak nie powinieneś sądzić pułkowniku! Wojna... I żeby, żeby to zdarzyło się w oddziale woluntarskim, w gwardji narodowej, w pułku napoły nowozaciężnym, lecz w baterji byłej gwardyjskiej.
Pułkownik w milczeniu słuchał dalszej perory, do krwi gryzł wargi i już nawet drgnieniem powiek nie usiłował przeczyć.
Wymowność podszefa sztabu głównego, nie znajdując oporu, już miała ustać, gdy nadszedł Milberg z całym rejestrem bezmała.
Rejestr był okrutny. Cztery konie odsednione, w jednym jaszczyku amunicyjnym skład rupieci żołnierskich, u dwóch jednorogów wysówki celownicze zaśniedziałe, kontrola apelów w nieładzie, kanonier Dryliński, zamiast przepisanych regulaminem spodni, ma rajtuzy łosiowe kirasjerskie, porządki szeregowców pod psem, ani jednej czapy ani jednego płaszcza w godziwym stanie.
Lewiński chciał ułagodzić Milberga.
— Generale, może by jednakże dało się niejedno wykreślić — pułkownik ledwie dwa dni temu...