Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tego rodzaju korespondencja jest zawsze niebezpieczna.
— W sednoś trafił! Zanim by mościa pani dowiodła, uczyniłoby się, jak pod tym... w roku, panie... „tymtam“... pluton, salwa i to sobie dobre! Trup!
— Przedstawiasz się generale sroższym, niż jesteś.
Sałacki posiniał.
— Rozkaz, stan oblężenia, wojna! Względy, są względy, ale niechby w moje ręce świstek bodaj! — Do kuma czyli do pociotka, do męża czyli do... jakiegoś kirasjerskiego Adonisa — zdrada, a na zdradę ołowianka!
Panna Sałacka pochyliła głowę i wybiegła z altanki. Generał bębnił z pasją po stole. Sikorski z panią Bażanow wysunął się za generałówną, gospodyni domu rzuciła zdawkowe usprawiedliwienie i również podążyła do dworku.
Sałacki łypnął znacząco oczyma ku Bemowi.
— Masz pułkownik z babami! Dogadaj się! Listy sobie pisze do obozu! A tu szpieg na szpiegu.
Bem, któremu otwarta, szczera twarz Sałackiego coraz bardziej do serca przemawiała, odrzekł uspokajająco:
— Od pań nie podobna wymagać znajomości kodeksu wojennego!
— Myślisz, pułkownik! Gdybyś codzień, co godzina miał toż samo! Uf! Desperacja istna! A czyja wina? Krukowieckiego, rządu, Skrzyneckiego! Zamiast, to sobie dobre, w garści, krótko, ostro tak i tak, tego i tego, oni, panie przez szpary. A tu taka chodzi samopas i dziewczynę mi bałamuci.
— Pani Bażanow po swojemu bierze wypadki.
— Rozstrzelać powinni! — wybuchnął generał, przyczem w głosie jego tak głębokie zabrzmiało przekonanie, że Bem nie wiedział, co odpowiedzieć.
Sałacki tymczasem, miast umitygować się, pomstować zaczął na dobre na oficerów korpusu litewskiego, którzy mieli okrutnie wiele złego rodzinom przyczynić na niegodziwość panny Rymbarskiej, na śmieszność opiekowania się jeńcami, na sprzedawczyków, co czają się na każdym