Strona:W. Tarnowski - Poezye studenta tom IV.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czyści i myje raz wtóry — okropnie
Boleścią skonu — jękiem beznadzieji
I piekle! wszystkie przebywając stopnie
Co chwila pada — w burzach i zawieji —
Dwie siostry twoje — jedna myślą harda
Co Panu chciała spójrzeć oko w oko
A druga podła — stanąwszy wysoko
Runęła w otchłań — bluźnierstw odszczepieństwa —
One obydwie zaklęte w dwie skały
Ramiona twoje żywcem pochwytały,
I tak w ich pęta kamienne okuty,
Patrzysz na skutki twoich spraw na ziemi
Przed ciebie stąpa duch jej blady — struty
I ciebie usty przeklina trupiemi
Za nim miriady krwawych — zaprzedanych —
Nędznych — zwątpionych — i pomordowanych
Ciągną i wyją hymn zwątpień i ciała
Ze ich skowytem cała ziemia drżała...
I wrogi światła zawołały : chwała!...
Za niemi jeszcze idzie tłum siepaczy
Którzy na czołach z ognistemi blizny
Niosą cyrograf: « w imieniu ojczyzny — »
A w sercu podłość ich katów! — ich plwaczy!
Widzisz ten obraz — uchylam zasłony —
Wpatrz w niego oczy — jam płakał nad tobą!
Szatan twym ojcem i ty zszataniony
Dawnoś się rozstał z miłością — żałobą —
Dziś rozpacz tobie kochanką jedyną
Ona w żelazne — duszące ramiona
Schwyciła ciebie — i ciśnie do łona
Że krwawe strugi łez i potu płyną —
Ty dziś odpowiedz na zagadkę piekła
Ty — coś ten obraz wywołał z otchłani
Kędy jest miłość archanielskiej Pani
Gdzie ta swoboda, co z ziemi uciekła!...
Oto masz ziemię podłą niewolnicę
Co się w obrożach targa i szaleje
To samolubstwa niewolnicze dzieje