Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
154

jechać, ale Dobbin położył rękę na drzwiczkach powozu.
— Muszę sie z panem widzieć koniecznie, zawołał, mam do pana zlecenie.
— Czy od tej kobiety? zagadnął wzgardliwie Osborne.
— Nie, od pańskiego syna.
Osborne cofnął się z głębokiem westchnieniem. Dobbin w milczeniu uszanował chwilę boleści i zwolna udał się za powozem przez miasto do hotelu Osborna, i wszedł za nim do tego samego apartamentu, gdzie mieszkali państwo Crawley podczas pobytu w Brukselli. Ileż to wieczorów Jerzy w tych pokojach przepędził!
— Co rozkaże pan kapitan, przepraszam, pan major Dobbin... Kiedy dobrzy giną, znajdą się zawsze przyjaciele, co sobie wydzierają ich obuwie — rzekł Osborne kwaśno i niegrzecznie.
— W istocie — odrzekł Dobbin — wielu poczciwych ludzi zginęło i właśnie o jednym z nich mam się rozmówić z panem.
— Więc prędzej do rzeczy — zawołał stary — klnąc w duszy i marszcząc brwi.
— Przedstawiam się panu jako wykonawca ostatniej woli Jerzego — a wiesz pan, że byłem najbliższym jego przyjacielem. Nim się udał na pole bitwy sporządził testament. Wiadomo panu jak szczupłe były jego fun dusze, ale chyba nie musisz wiedzieć o okropnem położeniu jego wdowy.
— Nic nie mam do czynienia z wdową — odrzekł Osborne. Niech się uda do swojego ojca!
Dobbin jednak postanowiwszy że się nie uniesie gniewem w żadnym razie, udał, że nie zwrócił uwagi