Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
153

miocie, spojrzała na Osborna, lecz go nie poznała, a on ją poznał dopiero kiedy ujrzał Dobbina konno i w sercu jego zawrzała cała głęboka nienawiść dawna do tej kobiety. Kiedy kocz się oddalił, zwrócił na sierżanta spojrzenie podejrzliwe i gniewne, które zdawało się wyrzucać:
— Czemu się mi przyglądasz? Czy nie wiesz że nie cierpię, znieść nie mogę tej kobiety? Ona to zniweczyła wszystkie moje nadzieje, w dym obróciła marzenia wszystkie mojej pychy?
Potem zwracając się do lokaja, siedzącego na koźle i klnąc, zawołał:
— Powiedz-że pocztyljonowi, do trzysta djabłów, żeby nie spał a prędzej jechał.
Wkrótce potem rozległ się tentent konia i major Dobbin dopędził galopem powóz Osborna.
Kłusując obok kocza, w którym jechała Amelja, roztargniony nie zwrócił z początku uwagi na twarz ojca Jerzego, poznawszy go następnie, nachylił się ku Amelji, ciekaw czy swojego teścia poznała, ale biedne stworzenie nic a nic nie widziało. Wtedy Wiljam wydobył zegarek i tłumacząc się, że ma schadzkę o tej godzinie, zawrócił konia, ale i na to Amelja nie zwróciła uwagi, duszą całą utonęła w malowniczym krajobrazie, uwieńczonym zielenią boru; w tej stronie właśnie raz ostatni widziała Jerzego, odchodzącego z pułkiem.
— Panie Osborne! panie Osborne! wołał Dobbin, spinając konia i podając rękę ojcu przyjaciela. Osborne ani drgnął, tylko zaklął i zawołał głośniej żeby prędzej