Przejdź do zawartości

Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
129

znajomiwszy się z nim i zachwycony jego rozmową, przepędził był we wspomnianym zajeździe wieczór wczorajszy w towarzystwie tego wielkiego męża i jego przyjaciół.
— Najlepiej będzie.. jeżeli ja pójdę sam i zapłacę — mówił James dalej — Nie śmiałbym narażać panią na wydatek — dodał wspaniałomyślnie.
Delikatność ta jeszcze bardziej rozśmieszyła ciotkę.
— Idź, Bowls, zapłać rachunek — rzekła — i przynieś mi go tutaj!
Nie wiedziała co czyni!
— Tam... tam jest.. piesek, rzekł James z miną winowajcy. Lepiej będzie jeżeli ja pójdę sam... Ten piesek... ma zwyczaj chwytać każdego lokaja za łytki!
Tym razem całe towarzystwo kładło się od śmiechu, nawet Briggs i lady Joanna, które dotychczas nie odzywały się wcale. Bowls wyszedł.
Na złość drugiemu swojemu synowcowi panna Crawley nie przestała obsypywać młodego akademika swo jemi łaskami, którym nie było końca gdy się raz za częły. Podczas gdy Pitt otrzymał tylko zaproszenie na obiad, James musiał jechać z nią na spacer i parado wać na przedniem siedzeniu w jej dorożce. Przez cały czas tej wycieczki miss Crawley męczyła chłopaka poezją włoską i francuską i utrzymywała że poczynił wielkie postępy w naukach, że otrzyma złoty medal i stopień „senjora“.
— Haha! — zaśmiał się James, ośmielony temi komplimentami. — Senjor! To nie w tej budzie, to w tamtej!
— Co to jest „tamta“ buda, moje dziecko?