Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
171

tym przyszłym domku, który Amelja stroiła w kwiaty, łąki i strumyki, a Jerzy w swojej wyobraźni zaopatrywał ten raj ziemski dobrą piwnicą, stajnią, psiarnią, et caetera.
Nie mogąc dłużej nad jeden dzień zabawić w mieście, Osborne zaproponował Amelji żeby poszła odwiedzić jego siostry i została z niemi na objedzie, a on tymczasem miał załatwić wiele ważnych interesów. Amelja uszczęśliwiona tą propozycją była tak rozmowna i ożywiona, że panny Osborne ze zdumieniem patrzyły na nią.
Jerzy wyszedłszy natychmiast z domu, zjadł porcję lodów w cukierni, poszedł do krawca przymierzyć nowe suknie, odwidził kapitana Cannon, na jedenaście partji rozegranych w bilard, wygrał ośm i spóźniwszy się dobrze na objad, powrócił do domu w najlepszym humorze.
Papa Osborne nie dzielił wesołości syna; wrócił z miasta skrzywiony i żółty więcej niż zwykle. Zmarszczył brwi na widok Amelji i spojrzał z ukosa na starszą córkę, jak gdyby zapytując: „Cóż ona tu robi?“
Zaledwie dotknął końcem palców bieluchnej rączki Amelji i nie mówiąc ani słowa usiadł w fotelu.
— Jerzy jest w mieście, mój ojcze — przemówiła Marja — wróci do nas na objad!
— Aha! jest w mieście? To dobrze; nie ma potrzeby czekać na niego z objadem.
Nastąpiła chwila ogólnego milczenia, słychać było tylko odgłos staroświeckiego zegara, ozdobionego odlewem bronzowym, który przedstawiał ofiarę Ifigenji.