Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
170

Amelja wcale na co innego czekała; nie chodziło jej o podarki bynajmniej. Na widok Jerzego twarz młodej dziewczynki zajaśniała pogodą i radością; noc bezsenna, łzy i niepokoje, wszystko zapomniało się to w jednej chwili.
Sambo zaanonsował Osborna, podnosząc go do stopnia kapitana, i zobaczywszy że Amelja okryta rumieńcem, opuszczała stanowisko obserwacyjne przy oknie, uśmiechnął się znacząco. Kiedy się drzwi zamknęły, główka Amelji spoczywała na piersi młodego oficera, jak gdyby to było prawdziwe jej schronienie.
Biedna słaba ptaszyna! Wybiera w gaju najwspanialsze drzewo o silnych koranach, gęstym liściem pokryte, gniazdo sobie ściele, i nie domyśla się nawet, że za kilka dni może dąb, naznaczony od dawna, runie pod silnym toporem.
Dobrze ktoś powiedział że z dwojga kochanków jedno zwykle kocha, a drugie pozwala się kochać. Cokolwiekbądź, Jerzy był bardzo ujmujący dla Amelji i wydawał się jej daleko wyższym i doskonalszym od wszystkich młodych ludzi Wielkiej Brytanji. Kto wie czy Osborne nie dzieli tego przekonania swojej narze czonej?
Burze polityczne ucichły w Europie. Z zawarciem pokoju Osborne mógł opuścić służbę wojskową i pędzić z Amelją życie szczęśliwe w pięknym wiejskim domku, wśród życzliwych sąsiadów. Takie przynajmniej były jego zamiary; co się zaś tyczy Amelji, to nie potrzebujemy dodawać że się zupełnie na nie zgadzała.
Młoda para błogie przepędzała chwile gwarząc o