Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Olaboga!  Patrzcie jeno, co to za śliczna dziewucha z tej Rózi!
Do kata!
Do kroćset!
Rety na świecie!
O ciel!

— Precz ode mnie! nie chcę słyszeć waszych uwag! — zawołała Rózia i, oganiając się przed nimi szkandelą, wybiegła z kuchni. Z sali bilardowej dochodziły ją wykrzykniki zabawiających się książąt. Rózia wygrzała najpierw starannie łóżko Lulejki, poczem udała się do komnaty księcia Bulby. Kiedy wychodziła z tego pokoju, we drzwiach natknęła się na Bulbę. Bulbo chwiał się nieco na nogach, bo wino, którem go raczył Lulejka, nie wyszumiało mu jeszcze z głowy i ledwie rzucił okiem na Rózię, zaczął bełkotać:
— O!-o! o!-o! o!-o! Cóż za cud pię-kno-ści zjawił się tutaj! Aniołku, rybko, pe-reł-ko, pą-czu-siu ró-ża-ny, pozwól księciu Bulbie zostać twoim niewolnikiem, twoim bul-bulkiem („bulbul” znaczy po persku: słowik). Polecimy razem w pustynię — ah, leć ze mną, sarenko płochliwa, któraś me serce usidliła czarem błękitnych oczu, jakich jeszcze nie spotkałem u żadnej dziewicy! Weź serce moje, bijące pod mą książęcą kamizelką! Bądź moją! Ja będę twoim! Będziemy swoi! Będziesz księżną Krymtatarji. Król, rodzic mój, chętnie przyzwoli i pobłogosławi nasz związek! Co tam mi Angelika! kpię sobie z Angeliki i jej rudych, jak lisia kita, włosów! Za jej miłość nie dałbym złamanego szeląga nawet
— Niech mnie Wasza Książęca Mość puści i położy się spać — rzekła Rózia, wywijając trzymaną w ręku szkandelą.
Ale Bulbo nie myślał ustąpić i wołał: