Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gelika, której się wydawało, że Lulejka jest niegodzien jej ręki.
— Ach, czyż on mógłby być kogoś niegodzien? — wykrzyknęła Różyczka.
— Aniele mój najdroższy! — szepnął Lulejka i już wyciągnął ramiona, by ukochaną swoją przycisnąć do piersi, gdy nagle w drzwi sali balowej wpadł adjutant z okrzykiem:
— Królu! — nieprzyjaciel!
— Do broni! — zawołał Lulejka.
— Boże mój! — westchnęła Różyczka i zemdlona osunęła się na ręce dam dworu.
Lulejka obrzucił ją kochającem pożegnalnem spojrzeniem i, dając przykład zaparcia się siebie i męstwa, wypadł wprost z sali balowej na pole walki!
Ale Czarna Wróżka czuwała nad swoim chrześniakiem i obdarowała go wspaniałą zbroją, wysadzaną najkosztowniejszymi kamieniami. Nikt na nią nie mógł patrzeć bez zmrużenia powiek — takim świeciła blaskiem!
Zbroja ta była nieprzemakalna, ogniotrwała, a tak mocna, że każda kula, każde cięcie szabli, każde pchnięcie lancy czy dzidy odbijało się od niej, jak gumowa piłka. To też nie dziwota, że król w najgorętszym ogniu czuł się tak swobodny i wesoły, jak w balowej sali. Gdyby mi kiedy przyszło wojować, to chętnie wdziałbym na siebie zbroję królewicza Lulejki. Ale widzicie, Lulejka był królewiczem z bajki, a tacy królewicze zawsze dostają jakieś nadzwyczajne podarunki od swoich chrzestnych matek.
Oprócz tej ślicznej zbroi, otrzymał jeszcze Lulejka Siwka-Złotogrzywka, który szybciej galopował od najszybszego automobilu, i miecz czarodziejski,