Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpierzchli się w popłochu, bo oto w pełnym galopie ukazał się najpierw jeden, a potem drugi olbrzymi lew z królewną Różyczką na grzbiecie!
Posłuchajcie, co się stało! W czasie, gdy kapitan Zerwiłebski rozprawiał się z królem Padellą, mądre lwy wypadły z areny ku bramie, połknęły 6-u szwajcarów, stojących u wejścia, porwały Różyczkę i, kolejno dźwigając ją na grzbietach, uniosły ją ku obozowi Lulejki.
Możecie sobie wyobrazić, z jaką radością pomógł Lulejka Jej Królewskiej Mości zsiąść z tych przygodnych rumaków. Lwy utuczyły się na szwajcarach i na Brodaczu Pancernym, jak wieprzki i zrobiły się tak łagodne, że każdy mógł je pogłaskać. Lulejka przykląkł na jedno kolano i całował ręce swej ukochanej, a Bulbo objął oba lwy za szyje i całował je w pyski i tulił się do ich królewskich łbów, płacząc i śmiejąc się naprzemian z radości. — Och, zwierzaki moje poczciwe, jakżem rad, że widzę was i że widzę Rózień... królewnę Różyczkę!
— Ach, waszmość tutaj, biedny książę Bulbo? Jakżeż się cieszę, że waszmość widzę — rzekła królowa, podając mu drobną dłoń do pocałowania.
Lulejka poklepał przyjaźnie Bulbę po ramieniu i rzekł:
— Cieszę się serdecznie, że Jej Królewska Mość przybyła dość wcześnie, by cię ocalić od śmierci.
— Oj i ja się cieszę, oj, cieszę się! — wykrzyknął Bulbo.
W tej chwili zbliżył się kapitan Zerwiłebski i, salutując po wojskowemu, zapytał:
— Najjaśniejszy Panie, melduję pokornie, że zegar zamkowy wybił pół do dziewiątej — czas najwyższy rozpocząć egzekucję.