Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I siedział długo smutny, z szklannem okiem,
Z piersią apatją ciężko przygnębioną...
Wtem do salonu szumnym wpada krokiem
Pauprów ulicznych rozmaite grono;
Naprzód Krywełło nasz wesołym skokiem —
A. cała rzesza krzyczy unisono:
Vivat! Bo dzisiaj „Porfir“ wstał porzecki!
Ludu! Niech żyje hrabia Nawarecki!“

„Kto wy jesteście?“ — krzyknął biedny hrabia.
„Lud!“ — odpowiada natchniony Krywełło —
Kurzem ulicy progi twe ozdabia
I czci kantatą patrjotyczne dzieło!“ —
A na znak wodza cała zgraja drabia,
Grono gamenów da capo krzyknęło:
Vivat“ — Bo cóż nam zrobi wróg zdradziecki?
Ludu! Niech żyje hrabia Nawarecki!“

A we drzwiach stanął wówczas Nieznajomy.
Krywełło uśmiech miał szyderczo-słodki,
Tryumf „Porfiru“ bowiem był widomy —
Więc klasnął w dłonie rozhulany, wiotki,
A na to hasło wszystkie bose gnomy
Tną na finale treść ostatniej zwrotki:
„Vivat! — Bo tyś się nie zląkł, syn szlachecki!
Ludu! Niech żyje hrabia Nawarecki!“