Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —

gór, widać je z okna; jakby je kto farbką namalował, takie niebieskie...
Jedziemy z ogromnym szykiem, bo jest i wagon restauracyjny! Byliśmy już w nim na kawie! To takie dziwne!...
Tu się je, a tu się jedzie, a tak się wszystko chwieje, jak pijane.
Mało takich zwyczajnych ludzi, sami prawie podróżni, to zaraz poznać...
O, my też wyglądamy dystyngowanie, ale do Anglików to nie jesteśmy podobni, szkoda...
Nie rozumiem, dlaczego „Pa“ nie chce robić znajomości w wagonie, przecież to mogą być jakieś wysokie figury...
Muszę obserwować...
Te pola, to widać już są na całym świecie.
Przy drzwiach siedzi jakiś brunet bardzo szykowny.
Wsiadł w Peszcie, i w takim ogromnym palcie, jakby w nim mieszkał. Nie mogłam wstrzymać się od śmiechu, a on, jak siadał, ukłonił się nam... Dobrze widać wychowany!...
Wyszedł na korytarz palić papierosa...
Napewno Węgier... taki czarny... tylko nos ma niewyraźny, jakby...
Aha rozmawia z „Pa“... ciekawam? muszę iść poprawić sobie włosy...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·