Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dopiero koło południa gruchnęła wieść zgoła już nie do wiary — że opozycyoniści uknowali spisek na życie króla, który miał być wykonany podczas dzisiejszej sesyi, więc Sievers był przymuszony do zarządzenia środków zabezpieczających osobę Najjaśniejszego Pana!
Królobójstwo! Jakobini! Praktyki francuskiej rewolucyi!
Powszechność zatrzęsła się z grozą i oburzeniem. Blady strach zatargał wielmożami. Wszelka nikczemność stanęła w śmiertelnych potach przerażenia, lecz wrychle uspokojona zbrojnemi ciżbami obcego żołdactwa, tem zacieklej rzuciła się na mniemanych spiskowców, których imiona skwapliwie szeptali Boscamp z pruskimi jurgieltnikami każdemu, kto się nawinął.
Wymysł był piekielny, mający na względzie zohydzenie opozycyonistów.
Zelanci przyjęli go spokojnie, gotując się do dzisiejszej walki na Sejmie z tem samem męstwem i stałością, jak codziennie. Dobrze jednak rozumiejąc wagę tej potwarzy, zgromadzili się, pomimo przeszkód, na obiad i narady do Zielińskiego.
W pokoju jadalnym, wychodzącym na jakąś cichą uliczkę, panowało posępne milczenie. Skarżyński, przygarbiony ciężarem trosk, chodził gorączkowo od okna do okna, Krasnodębski coś pilnie konotował; Mikorski palił lulkę, ukrywając w kłębach dymów twarz rozognioną, Szydłowski czytał najnowszy numer »Gazety Hamburskiej«, zaś reszta, kilkunastu, siedziała przy stole jeszcze nieuprzątniętym, pociągając węgrzyna