Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakby opętanie ogarnęło wielu, że z zaciśniętemi pięściami, ochrypli, prawie nieprzytomni, skakali sobie do oczów.
Galerye znowu, pełne arbitrów, niemało przyczyniały się do podniecenia umysłów, gdyż, trzymając stronę zelantów, przeciwników traktowały śmiechem i drwinami. Przed końcem sesyi powrócił Podhorski, ale go momentalnie wyrzucono za drzwi. Naraz Karski spostrzega, że projekt Podhorskiego bez podpisu, korzysta z tego opozycya i stąd nowa zwłoka, nowe sceny i nowe utarczki.
Król rozkazał go przywołać. Wszedł lękliwie i, przeprowadzony krzykami, zbliżył się do tronu, a że dziwnym trafem nie było na stole marszałkowskim piór ni inkaustu, król, podając mu własny ołówek, zachęcał do podpisania.
Wahał się chwilę, potoczył przekrwionemi oczyma po rozsrożonych twarzach, nasłuchując z widocznym niepokojem straszliwej burzy przekleństw i złorzeczeń, ale podpisał i zawrócił ku swojej ławie. Musiał przeciskać się przez stojących w przejściu zelantów, a każdy odpychał go ze wzgardą, pluł i obrzucał obelgami, a galerye wtórowały, rycząc w niebogłosy:
— Precz z nikczemnikiem! Zdrajca! Niema posiedzenia ze zdrajcą! Nie ważne!
W obraźliwym tonie zażądał od marszałka obrony i wypędzenia publiczności.
— To waćpan nie powinieneś tu się znajdować! — krzyknął urażony Tyszkiewicz.
Pozostał jednak na przekor burzy, jaka się wciąż