Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

litewski, Tyszkiewicz, sam chodził po galeryach i wszystką postronną publiczność kazał wypędzać z Sejmu. Szpetnie mu za to przymówił Gosławski. Marszałek usprawiedliwiał się gorąco, obiecując przeczytać posłom list Sieversa, przymuszający go do takich czynności, oczyszczania izby z żywiołów niepożądanych, gdy otwarły się podwoje i śmiałym, bezczelnym krokiem wszedł Podhorski i zajął swoje miejsce.
— Precz z nim! Za drzwi! Za drzwi! — runęły namiętne wrzaski. Kilkunastu zelantów rzuciło się ku niemu, wyrwali go z miejsca niby chwast podły, podnieśli na rękach, wyrzucili na korytarz i zatrzasnęli drzwi. Poleciał na skargę do Sieversa.
W izbie nieco przycichło i rozpoczęły się debaty względem czytania projektu złożonego do laski przez Podhorskiego, za czem już obstawała większość, nastraszona przez ambasadora. Najgwałtowniej dopominali się tego partyzanci i jurgieltnicy pruscy z Miączyńskim na czele. Król również się skłaniał, dając powody tchórzostwem nacechowane jak i nikczemnie wykrętne.
Noc zapadła, zapalono światła i, pomimo powszechnego znużenia, sesya ciągnęła się bez przerwy, a wśród nieustannego zamieszania i nieopisanych zgiełków.
Opozycya chwytała się każdej okazyi, byle jeno nie dopuścić czytania projektu. Większość zaś, wspierana przez króla, starała się ów projekt przeforsować. Dochodziło przeto do scen gwałtownych i zgoła nieprzystojnych Sejmowi, były chwile, że zdało się, jako zabłysną szable i krew się poleje. Rwał się porządek obrad, nikt już nie słuchał marszałka, nie zważał na króla,