Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziectwo ojczyzny i oczywiste złamanie przysięgi! Sądu żądam na zdrajcę i nie ustąpię, aż się doczekam tej dla ojczyzny pociechy, iż ziemia nasza krwią tego zdrajcy oblana zostanie«. — I stanął pod laską marszałkowską cały w ogniach piorunów.
— Podhorski na sąd! Pod laskę! Na sąd! — zawrzała izba i sto pięści wyciągnęło się ku nikczemnikowi, który ogromny, brzuchaty i jakby spęczniały judaszowymi talerami, siedział spokojnie, obcierając jeno twarz sczerwienioną.
Miączynski, Józefowicz, Wilamowski, Włodek i Zaleski trzymali przy nim straże, ochraniając go przed rozwścieczonemi pięściami. Nie poruszyły go nawet krzyki arbitrów, padające z galeryi jakby nieustającym gradem kamieni.
— Zdrajca! Łotr! Na szubienicę! Pruski parob! Judasz! Rakarz! Zdrajca!
Nad wszystkimi górował bas ojca Serafina i zapalczywy głos podkomorzyny. W okienku nad tronem, z poza kartunowej zasłony, błyskały przyczajone oczy Sieversa.
Kilka godzin jeszcze trwały tumulty i wrzawy, nie milknące ani na chwilę, gdyż zelanci nie dopuszczali do żadnych czynności, dopóki zdrajca nie będzie oddany sądowi.
Król, znużony śmiertelnie, solwował wreszcie posiedzenie do jutra.
Zaś nazajutrz, 29 sierpnia, powtórzyły się sceny jeszcze burzliwsze i gwałtowniejsze. Źle się zaczęło od początku, bo przed otwarciem sesyi marszałek wielki