Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wielbię takie ogniste sentymenty, lecz nazbyt daleko i górnie niosą pułkownika poetyckie imaginacye! — szepnął pobłażliwie Kapostas.
— Gdzie sięga uczucie imaginacyi, tam sięgną i człowiecze zamierzenia.
— Człowiek nie postąpi kroku na przekor przeznaczeniu. Jeśli gwiazdy przyjazne, to Dawid zwalczy Goliata, pastuch uczyni cuda, zaś Nazarejczyk trzeciego dnia zmartwychwstanie — dowodził tonem głębokiego przeświadczenia.
— Zali bohaterstwo, cnota i słuszność nic nie znaczą?
Kapostas, który był członkiem sekty Illuminatów i uczonym w żydowskich księgach, rzekł:
— Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo — reszta, to jeno pozór mamiący, cień gwiazd, lecących w bezmiary ku nigdy niedosięgłej Istności. Tylko mędrzec, posiadający tajemnice Słowa, mocen zrozumieć tajnie przeznaczenia.
Jasiński słuchał wywodów — z grzeczności jeno, gdyż bardziej tentowała go rozmowa, prowadzona obok przez Pawlikowskiego z grupą oficyerów.
— Na jakimże systemacie opieramy insurekcyę, jak myślicie waszmościowie?
— Na systemacie konstytucyi trzeciego maja — odrzekł Kopeć.
— Wszak i na nią nie godzą się nasze królewięta — wtrącił Żukowski.
— Rzeczpospolita nie będzie żebrała przyzwolenia pod złoconemi drzwiami magnatów.