Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszak wojska czekają tylko znaku! — podjął Czyż, major gwardyi. — Małopolska gotowa, trzynaście tysięcy skonfederowanych wyczekuje w Krakowskiem...
— Garnizon warszawski zjednany i może zaczynać choćby jutro — rzekł Kaczanowski.
— I dywizya litewska w gotowości — oświadczył Grabowski.
— Zaś oddziały, ogarnięte moskiewskim kordonem, również — upewniał Kopeć.
— Do całego obrazu brakuje wieści z Wielkopolski — zauważył Zieliński.
— Pracuje tam Gliszczyński nie bez widoków fortunnego skutku.
— Niechaj wraz wybuchną: Kraków, Warszawa i Wilno, a płomień ogarnie cały kraj.
— Wojsko gotowe, dobrze, ale gdzie mamy skarb? — rzucił Korsak.
— Republika francuska obiecuje swojej polskiej siostrze udzielić pomocy pieniężnej na walkę: wszak w królu pruskim mamy wspólnego wroga, wszak jednako biją serca dla ludzkości nad Sekwaną, Wisłą i Niemnem, jedne systemata wolności, równości i braterstwa zbroją nas przeciw tyranom — wygłaszał płomiennie Eliasz Aloe.
— Boże! — gorączkował się Jasiński — mieć sto tysięcy żółnierzów, pospolite ruszenie i uzbrojone chłopstwo w rezerwach, w jednym dniu zapalić pochodnię wojny od krańca do krańca Rzeczypospolitej, a jedna noga nieprzyjacielskaby nie uszła żywa. Gniew obrażonego narodu, jak gniew natury, powinien wybuchać nawałą piorunów i huraganem...