Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dłogi, pod nim za prostym stołem siedział Działyński, szef dziesiątego regimentu, dusza sprzysiężenia i jego widoma głowa, nieco z boku zaś widniał Kapostas, bankier warszawski, Węgier rodem, ale polskiej ojczyzny syn oddany.
Wchodzący składali pozdrowienia przepisanymi znakami, gdyż szef miał na szyi klejnot namiestnika loży masońskiej: złoty krzyż maltański na zielonej wstędze, a Kapostas, jako brat wyższego stopnia, pelikana na czerwonym kordonie, odznakę kawalera Różanego Krzyża, Szkockiego Rytu.
Działyński nakrył głowę i, wydobywając do połowy szpadę, zapytał surowo:
— Zali są między nami profani?
— Sami doskonali bracia i całego polskiego Wschodu delegaci — odpowiedział Zaręba, podając mu obraz zgromadzonej loży, to jest katalog obecnych.
— Loża przypadkowa, afilacyjna, więc musi odbywać się bez rytuału — zdecydował, odkrywając głowę, i uderzył drewnianym młoteczkiem trzy razy w stół. — Kapitułę ogłaszam otwartą. Miejsce ni pora nie odpowiednia, zatem pracować będziemy bez przepisanych świateł i ceremonii. Zabierzcie miejsca, najmilsi bracia.
Zasiedli w powinnem milczeniu, z twarzami zwróconemi do mistrza.
Że zasię kapituła była jeno pozorem, więc, miasto aktualnych spraw i obrzędowych ceremoniałów masońskich, Kapostas, rozwinąwszy wielki papier pokryty emblematami śmierci, jął odczytywać nazwiska braci różnych