Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy drzwiczkach na ognistym kasztanie; jechała księżna Radziwiłłowa z p. Ożarowską, we cztery siwe araby, przystrojone na łbach w czerwone pióropusze; przejechały barwy królewskie, wiozące na Zamek p. Tyszkiewiczową; jechała hr. Camelli w wązkiej visavis’ie ze swoim bratem, Martinim i na ukłon Zaręby odpowiedziała wielce czułym uśmiechem, aż Woyna westchnął zazdrośnie.
— Gdybyż tak pod moim adresem! Piękna dyablica! A tamta chyba jeszcze groźniejsza! — dorzucił, pochylając się dwornie przed margrabianką Luhlli, siedzącą w kanarkowo-czerwonym powozie w towarzystwie kawalera Litlplage.
— Obie-bym wydał pod pręgierz! — odburknął niecierpliwie.
— Nawet Inflantczyk promenuje się dzisiaj — szepnął ktoś, ujrzawszy biskupa Kossakowskiego, jadącego z panią Zabiełłową i chudym kapelanem.
— Jakżeż ci smakują jego służby? — rzucił cichutko Woyna.
— Przydałbym go tamtym damom za socyusza, jeno nieco wyżej...
— Tak cię rozumiałem — powiedział, jakby uradowany jego tonem. — Pono chciał zelantom płacić po sto dukatów za poniechanie opozycyi na dzień ratyfikacyi traktatu z Rosyą, prawdaż to?
— Prawda, jeno że nie zjurgieltował ani jednego. I bez nich ma większość!
— Albo ją kupi. Kiedyż ratyfikacya?
— Niby w sobotę, ale dopiero w poniedziałek