Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pocztach i dworach, coś się rozlazło po świecie, ale największa liczba przepadała gdzieś bez śladu.
Przecież niedarmo co dnia warkotały tarabany za Niemnem pod karczmą Potockiego, lała się gorzałka, brząkało zdradnie złoto i odprawiały się pijatyki od rana do rana; że potem nocami pijane kupy nieszczęśników popędzali kozacy nahajami do obozu w Łosośnie, o tem mało kto wiedział. Werbowano i dla króla pruskiego, jeno tajniej i srodze przebierając. Angielczyk także próbował zapuszczać zagony, acz nie nazbyt fortunnie. Werbował i Zaręba przez swoich ludzi, nietyle jednak, wiele był mógł i chciał, gdyż brakowało mu pieniędzy i groziły podwójne niebezpieczeństwa: od swoich i od wrogów, a zwłaszcza od swoich. Właśnie był nad tem deliberował, gdy ujrzał w ciżbie ojca Serafina. Bernardyn żarliwie kwestował wśród modnych frantów, podpierających kafenhauz, przeciskał się z pokorną miną i podtykając tu i owdzie tabakierkę, trząsł skarboną, lecz miasto choćby miedziaków, zbierał jeno szczodrą jałmużnę drwin i jadowitych przygryzków.
— Pocieszna gęba — zauważył piękny Narbutt — trzeba go zażyć z mańki.
— To ćwik nielada, splantuje cię i poda na śmiech! — reflektował go Woyna.
Ale Narbutt, jako wielce we własny dowcip zadufany, odezwał się drwiąco:
— Jakto! bernardyński kwestarz i bez stadka owieczek?
— Boć aktualnie mam jeno z baranami sprawę —