Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wdzięcznie powyginane boginie, hermy z głowami satyrów, lub półkoliste marmurowe ławy; żwirowe drożyny biegły wzdłuż tych ścian zwartych i akuratnie wyciągnięte rabaty, obrzeżone barwinkiem, z których dźwigały się potrzaskane kolumny, spowinięte bluszczami, oraz wielkie białe urny, w pośrodku zaś żardinu przyciętymi bukszpanami malowane ornamenty dawały postać olbrzymiej tarczy herbowej o polach płonących żywemi farbami róż nizko rozpiętych, lewkonii i goździków krwawych; królewski ciołek leżał na tarczy wyczyniony białymi kwiatuszkami stokroci.
Po ścieżynach śmigały jakieś dzieci rozwrzeszczane, a na pałacowym tarasie, w cieniu kwitnących granatów, cytryn i oleandrów, zabawiała się nie nazbyt liczna socyeta wspaniałych dam. Sievers we fraku barwy piaskowej, w białej chuście do pół brody, w kunsztownie zafryzowanych puklach, uśmiechnięty, jak zwykle, z dobroduszną i wielce dworną galantuomią, czytał półgłosem jakiś list, snadź bardzo czuły, gdyż łzy świeciły mu w oczach i głos brzmiał rzewnością.
Damy, siedzące zwartym kręgiem i wpatrzone w niego, dawały postać wniebowziętych, wznosiły rozłzawione oczy z omdlewającym uśmiechem, a z ich piersi, jakby zniewolonych nadmiarem czucia, rwały się ciche westchnienia i niby bezwolne głosy uwielbień. Czytał bowiem list, ostatnio otrzymany od swojej córki, a treścią jego było, że małej Frydzie wyrżnął się pierwszy ząbek, że Jakóbek, faworyt dziadka, rozbił sobie nosek, ale dzięki Najwyższemu i okładom z rumianku już mu przeszło. List skończył się gryzmołami najstarszej wnu-