Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sejmikach, nie szczędząc ekspensów ni zdrowia... — wyliczał jego zasług szereg długi, że Zaręba, setnie znudzony, spoglądał rozpaczliwie na Jasińskiego, któremu Podhorski również coś nudnie klarował, to przezierał twarze zebranych i nasłuchiwał coraz żywszych gawęd, a z nieskończonego powiadania Srokowskiego to jeno wymiarkowawszy, jako rząd rosyjski winien mu znaczne sumy, rzucił żartobliwie:
— Podaj waść do sądu Imć Imperatorową i zatraduj.
— Może przyjść i do tego, boć zobowiązanie Repnina, własnoręczne, mam za wystarczający dowód. Każdy sąd odda mi słuszną racyę.
— Repnina? bywszego ambasadora w Polsce?
— Właśnie. Mam jego listy, pisane w tych materyach do ś. p. rodzica mojego.
Pilnie nastawił uszu, gdyż tenor całej sprawy mieścił się w tem, jako ś. p. stolnik przemyski był oddanem instrumentum Repnina i moskiewskim jurgieltnikiem, synaczek zaś żarliwie zabiegał o rewindykacye judaszowych srebrników, niedopłaconych rodzicowi. Zajrzał mu przeto z blizka w twarz, ale ta facies, wytarta niby trzygrośniak czasów saskich, dawała pozór rozbrajającej bezmyślności: ani mogło w niej błysnąć rozumienie hańby, płynącej z takich zabiegów.
Więc mu Zaręba rzekł w jakiemś miejscu z gryzącym przekąsem:
— Snadź rodzic waści oddawał Repninowi ważne posługi...
— Skaptował mu powolność całych województw —