Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja mu ta nie konfident. Powiedzieli: »dobrze dają« — przyszedłem spróbować.
— Nie zawsze płaci się chorobą za takie próby! — szepnął z powagą.
— Nie może być! — odsunął nagle talerz — kiedy i w traktyerniach dają jeść podle, a takie marne porcyjki, że jeszcze człowiek nie zazna smaku, a już zobaczył dno miski! — uskarżał się głęboko zmartwiony. — Naprzykład wczoraj u Dałkowskiego... Te, drabie, podaj mi półmisek — zwrócił się nagle do lokaja, wystraszony, że go pomija z daniem. Więc wczoraj u Dałkowskiego...
Zaręba nie dosłyszał więcej, gdyż Srokowski zaczął mu szeptać do ucha:
— Błogosławię nieba za zdarzoną okoliczność spotkania i skwapliwie suplikuję porucznika o protekcyę. Wiem od Nowakowskiego o możnych związkach...
Parsknął śmiechem na ten pompatyczny wstęp o protekcyę.
— ...waszmość pana, o wielkich koneksyach...
— To słucham — odparł z rezygnacyą — prosiłbym jeno o ścisły konspekt sprawy.
— Da się to łacno zrobić. Jakoś in anno 1772 — zaczął wielce uroczyście, nie, jakoś czasu sejmu konwokacyjnego po śmierci ostatniego Sasa ś. p. rodzic mój, stolnik przemyski, że był to mąż oświecony i cale czuły na dobro ojczyzny, wszedł w związki z przyjacielską potencyą celem forytowania na tron najmiłościwiej nam panującego. On to po województwach ruskich formował przychylne dla pretendenta opinie, on to na