Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zubow jest tego przyczyną, całe dnie przesiaduje przy szambelanowej, a książę wścieka się z zazdrości za drzwiami. Wczoraj skopał hajduka, że mu się znalazł na drodze. Ach, te kobietki, te kobietki! — cmoknął lubieżnie i zaśmiał się, aż mu brzuch drgał spazmatycznie i zabrzęczały łańcuszki i pieczątki. — Szambelanowa radaby, wzorem wielkich dam, mieć amanta na codzień, drugiego od święta, innych jeszcze na przerwy, a męża od ponoszenia ekspensów! — gruchnął serdecznym rechotem z własnego konceptu, nie bacząc, że Zaręba kurczowo zaciska zęby. — Mamy i cięższą turbacyę — westchnął i kładł mu w samo ucho. — Kasztelanowa odmówiła swojego podpisu na generalnej plenipotencyi. Tyle lat była powolną, a teraz, kiedy mamy ciężką okoliczność, stanęła okoniem. Kasztelan aż dostał palpitacyi ze zmartwienia i widzi w odmowie niecne supozycye Kapostasa, jej bankiera z Warszawy, który właśnie przyjechał i zabawia ją iluminanckiemi praktykami a stawianiem astrologicznych horoskopów. Prawdziwa to kabała, gdyż aktualnie po kabritowskich bankructwach złoto jakby się zapadło pod ziemię i niepodobna go niczem wydobyć, nawet najzasobniejszym brakuje gotowego grosza. Kasztelan ma próbować u Sieversa. Odradzałem, bo on sam często ratuje się u Meissnera, nawet nierzadko Boscamp łapie dla niego u Żydów po parę tysięcy. Tylko jeden Buchholtz mógłby wygodzić.
— Buchholtz? — nie wierzył własnym uszom — poseł imć króla pruskiego?